Miniony weekend spędziłem z dala od mojego warsztatu. Z tym większą chęcią wczoraj mogłem tam spędzić trochę czasu. Tym razem dla odmiany coś bardziej odtwórczego i to w dosłownym tego słowa znaczeniu. Jako, że producenci chcą mieć zbyt na swoje produkty, to trwałość (często newralgicznych) elementów i dobór materiałów pozostawiają wiele do życzenia. Ostatnio zostałem poproszony o reanimację składanego stoliczka dziecięcego. Jedna ze składanych nóg nie wytrzymała, co przy tej konstrukcji i docelowej grupie użytkowników nie powinno dziwić. Po krótkich oględzinach stwierdziłem, że to doskonała okazja do spędzenia kilku dodatkowych chwil w warsztacie.
Proteza nogi
Główny element powstał dość szybko. Podczas klejenia szuflad miałem trochę czasu, żeby wyciąć i skleić zasadniczą część nogi.
Sam montaż też nie był skomplikowany. Wszystko odbyło się jednak z nieplanowanym opóźnieniem, bo zamiast zabrać ze sobą cały stolik, na początku wziąłem jedynie uszkodzoną nogę.
Jak widać proteza ma nieco inną konstrukcję niż nogi oryginalne, ale składa się w ten sam sposób i spełnia swoją rolę.
Całość wygląda tak. Przydałoby się jeszcze pomalować na niebiesko i byłoby „prawie jak fabryczne”. Co się odwlecze, to nie uciecze. Jak dzieciaki połamią którąś z kolejnych, to wymienię wszystkie i zainwestuję w puszkę niebieskiej farby.
Rozmiar ma znaczenie, czyli o pomiarach słów kilka
Że rozmiar ma znaczenie wiedzą wszyscy. Choć argumentacja w bronieniu swoich racji, zazwyczaj od rozmiaru bywa zależna 😉
Z warsztatowego punktu widzenia pewnie bardziej znacząca jest powtarzalność, bo dajmy na to, jeśli mamy cztery nogi o długości 649mm, to lepiej, że są one o 1mm za krótkie, ale wszystkie jednakowej długości. Jeśli jednak chcemy aby nasza praca była przyjemniejsza, a uzyskany efekt dobrze się prezentował, to możliwie najdokładniejsze trzymanie się założonych wymiarów jest kluczowym elementem w całym procesie.
Do cięcia drobnych detali zazwyczaj używam moich najmniejszych sanek do pilarki. Dają one precyzję cięcia rzędu dziesiętnych części milimetra.
Od początku mojej przygody z drewnem, czy majsterkowaniem w ogóle, dużą uwagę poświęcam dokładności, a tej nie da się uzyskać bez wiarygodnych narzędzi pomiarowych.
W stolarstwie, nawet tym amatorskim używa się sporej ilości przyrządów do trasowanie i przenoszenia wymiarów. Część z nich jest bardziej uniwersalna, a część dość specjalizowana.
Co nie znaczy, że poczciwa miara zwijana, kątownik, czy liniał nie mają zastosowania.
Powyżej cztery narzędzia, bez których precyzja i komfort moich działań nie byłyby takie same, choć w zasadzie jedynie kątownik stolarski jest typowy dla pracy z drewnem. Suwmiarki używam nagminnie przy pracy z detalami. Wersja cyfrowa jest o tyle wygodniejsza, że nie męczy wzroku. Kątownik ze stopką jest najwygodniejszym znanym mi sposobem na szybkie wyznaczenie prostopadłej do krawędzi. A dobry i ostry ołówek to doskonałe uzupełnienie przyrządu przy większości prac trasersko – pomiarowych.
Czasem jednak trzeba sięgnąć po odrobinę większą dokładność. Miernik zegarowy użyty we właściwy sposób może być bardzo przydatnym orężem w walce o dokładność.
Powyższy uchwyt powstał w około pół godziny. Konstrukcja jest tak oczywista, że nie będę jej opisywał. Skupie się natomiast nad celem jej powstania. Po wstawieniu przyrządu w rowek teowy pilarki ustawiam go w okolicy środka tarczy i przekręcam skalę na zero. Teraz mogę przesunąć go w rowku w dwie możliwie skrajne pozycje i porównać odczyt nie zmieniając położenia pierścienia.
Jak widać równoległość tarczy mojej pilarki względem rowka teowego nie jest zła, ale do ideału trochę brakuje.
W większości (nawet amatorskich) pilarek jest możliwość dość dokładnej regulacji ustawienia tarczy. Przy najbliższej okazji zamierzam skorygować to ustawienie i być może napisać kilka słów na ten temat. Po co to ruszać zapytacie. Ano w pogoni za dokładnością.